blog.

Śledzona we mgle

Lutowy świat zasłoniła tiulowa firana z mgły. Wilgotne pnie drzew myły się o poranku zawiesistą wilgocią zawieszoną w ociężałym od niej powietrzu. Wiele słychać, mniej widać. Z pól krzyczały już żurawie. Te lęgowe antyfonalnie, miarowo i te tkwiące jeszcze w zimowym zawieszeniu, kakofonicznie, bez planu. Dzięcioł czarny bębnił, jakby w konkursie na bębnienie chciał wygrać z co pomniejszymi kuzynami. Wtórował mu szeptem dzięciołek, który jak odległe echo odgrywał trel na werblu sękatej olszy. Roztikotane bogatki raz po raz odzywały się w starych drzewach, czasem w łęgu grała sikora uboga. Jakieś rozpędzone porankiem raniuszki przemknęły jeszcze zimowym stadem przez zamgloną połać lasu, by zniknąć gdzieś za rozlewiskiem. Nisko, tuż nad ziemią delikatny pisk jak z piezoelektrycznego głośnika, może to rzęsorek rzeczek znad pobliskiej rzeczki, a może ryjówka, która poszukiwała czegoś na swój ostry, czerwono nabiegły ząb, wysycony żelazem jak damasceńska stal. Pochylony, przytłoczony mgłą poszukiwałem czegoś przyziemnego, czegoś zagubionego pośród ziarenek krystalicznego piasku na czarnych murszach łęgu. Oczy przedzierały się przez seledynowe mchy i suche badyle pokrzyw, które jeszcze nie śpieszą się by zżerać azot z tej jakże urodzajnej ziemi. Właśnie tam, gdzie badyle kruszeją na myśl o nadchodzącym lecie, zaczęły wyrastać wyśledzone śledziennice skrętolistne. Małe zawirowania barwy zielonej ku żółtej, przez rzekotkowe seledyny i żółte plamy salamandr. Nie strzelały jakoś mocno ku niebu. Nieba i tak przez mgłę codzienności nie mogły zobaczyć a na pewno i dotknąć. Twardo tkwiły w łęgowej rzeczywistości i cicho czekały na swojego ślimaka. Piękne i delikatne, gdzieś na drugim planie, cicho szeptały, że już wiosna, że czas na życie, na niespodzianki, które z pewnością przyniesie marzec. Mgła zaciera poczucie czasu, a dno lasu spycha wszystkie myśli ku baśniom jeszcze nie napisanym. Nieostrym, rozmytym, drżącym przed tajemnicą jutra.

Udostępnij:
Skip to content